Prosto z Sejmu – Kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada.
Znane przysłowie karze zastanowić się czy aby kopiąc dołek, w który ma wpaść ktoś inny nie szykujemy zasadzki na siebie samego. Takiej refleksji zabrakło posłom Kukiz 15 na ostatnim posiedzeniu Sejmu RP. Opracowali chytry plan, który zakończył się klapą i rozbiciem ich własnego klubu.
Chyba opowieść o głosującej za dwie osoby posłance Kukiza znamy już wszyscy. Kompromitujący incydent był nieprzewidywalny dla szefa klubu Pawła Kukiza. Reakcja klubu jedyna możliwa, Pani poseł wyrzucona z klubu i wezwana do złożenia mandatu. Podobnie potraktowany byłby każdy poseł, niezależnie czy chodziłoby o klub Kukiz, PO, PSL czy nawet PiS. Jednak z klubu odszedł także Kornel Morawicki, nie wiadomo czy to koniec, czy dopiero początek listy dezerterów.
Całe to zamieszanie jest wynikiem spisku, tajnego porozumienia zawartego przez Pawła Kukiza z Nowoczesną, PO i PSL-em a dotyczącego zamachu na quorum w sejmie. Opozycja słusznie zauważyła, że w klubie PiS nie było tego dnia pełnej frekwencji i z klubu liczącego 234 osoby na sali obrad przebywa około 225 osób. A więc sam klub PiS nie zapewniał wystarczającej liczby osób aby sejm mógł podejmować decyzje. Co prawda opozycja nie miała na sali większej ilości osób, więc choćby nawet wszyscy głosowali jednakowo, to i tak nie mieli szansy uzyskać większości przeciwko PiS w jakimkolwiek głosowaniu. Postanowili więc zamieszać z quorum.
Quorum w sejmie, czyli liczba obecnych w czasie głosowania posłów wynosi minimum 230. Konstytucja opisuje to prostymi słowami: „Sejm uchwala … w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”. Aby więc uniemożliwić głosowania powinna opozycja w całości opuścić salę obrad. Takie zachowanie byłoby oczywiście złamaniem prawa, gdyż Ustawa o wykonywaniu obowiązków posła i senatora oraz Regulamin Sejmu zobowiązują posłów do czynnego udziału w głosowaniach. Mimo, iż niezgodne z prawem, to takie działanie byłoby skuteczne, faktycznie sejm nie mógłby nic przegłosować.
Jednak opozycja wcale nie wyszła z sali obrad (na Sali było więc około 430 posłów), a jedynie nie wzięła udziału w głosowaniu, wyjęli karty do głosowania z czytników. I to wcale nie w całości, okazało się bowiem, że udział w głosowaniu brało ponad 230 posłów. Ale to nie ma większego znaczenia, gdyż czytając wprost zapisy konstytucji nie ma znaczenia czy karta jest w czytniku, znaczenie ma jedynie obecność na sali, a liczbę posłów obecnych można w razie wątpliwości ustalić bardzo dokładnie, analizując zapisy w wielu kamer znajdujących się w sali plenarnej. Dlaczego więc opozycja podjęła próbę awantury od początku skazanej na ich porażkę? Nie mam pojęcia, albo z głupoty albo z faktycznej żądzy awantur!
Z niedowierzaniem patrzyłem szczególnie na posłów Platformy, którzy cieszyli się jak dzieci głośno klaszcząc po przegranym przez nich głosowaniu. Klaskałem razem z nimi.