„W parlamencie trzeba być katolikiem, a nie zostawiać katolicyzmu za drzwiami” – apelował do katolickich polityków O. T. Rydzyk podczas Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Tak, oczywiście zgadzam się z tymi słowami, ale są one także przyczyną do refleksji nad tym, jak mamy realizować to wezwanie.
Przychodzi tu na myśl wiele cytatów z Nowego Testamentu. Z jednej strony musimy się strzec obłudy, aby nasza wiara nie była tylko na pokaz, z drugiej strony wezwani jesteśmy do ciągłego nawracania siebie i innych, do głoszenia Słowa Bożego, nie możemy naszej wiary skrywać pod korcem. Wreszcie nie w każdej dziedzinie życia wiara daje bezpośrednią odpowiedź co do słuszności określonej drogi i jak sam Jezus mówi, Bogu trzeba oddać co boskie, a cesarzowi co cesarskie (w dzisiejszym świecie zamiast cesarza rozumieć należy zapewne administrację publiczną różnych szczebli).
W debacie parlamentarnej często katolicy spierają się między sobą. I nie jest to złe, ścierają się poglądy, interesy różnych grup społecznych, itp. Debatujemy także z osobami niewierzącymi. To każdego z nas musi skłaniać do poszukiwania dobrych, lepszych rozwiązań. Trzeba ważyć racje, szukać argumentów merytorycznych. Na szczęście zasady naszej wiary są spójne i logiczne. Przykazania Boże i prawo naturalne można realizować w oparciu o argumenty poznawcze, naukowe. Na przykład, gdy bronimy tradycyjnej rodziny, opartej na małżeństwie kobiety i mężczyzny, rodzinie wychowującej dzieci, to nie wystarczy argument „tak trzeba, bo tak mówi Kościół”. Pokazujemy więc, jak pozytywne skutki dla społeczeństwa ma taki model rodziny, pokazujemy zagrożenia związane z rewolucją obyczajową, która chce podważyć tradycyjne wartości. Tu jest mnóstwo argumentów niereligijnych, są badania naukowe, są dane socjologiczne, demograficzne i ich przede wszystkim trzeba używać, szczególnie w debacie z niewierzącymi. I to jest moim zdaniem dobra postawa katolika.