Kilka dni temu Naczelny Sąd Administracyjny wydał wyrok, w którym ostatecznie odmówił wpisania do aktu urodzenia dziecka dwóch kobiet jako rodziców. Uzasadniając wyrok sędzia stwierdził, że „Rodzicami dziecka w prawie polskim mogą być tylko matka i ojciec, polskie ustawodawstwo nie zna innej kategorii rodzica”.
Wyrok kończy kilkuletnią batalię dwóch polek, które przyjechały do Polski z dzieckiem urodzonym w Wielkiej Brytanii. W Urzędzie Stanu Cywilnego w Piasecznie chciały załatwić polski akt urodzenia dziecka, zażądały wpisania siebie jako dwóch matek do tego aktu (za granicą taki akt dostały). W Polsce okazało się to niemożliwe, odmówił im urząd, potem odrzucił ich skargę wojewoda, następnie Wojewódzki Sąd Administracyjny. Ostatni etap postępowania administracyjnego to właśnie NSA. Co ważne, ostateczny wyrok został wydany w rozszerzonym składzie 7 sędziów, a więc będzie mógł być wprost stosowany przez wszystkie polskie sądy i urzędy w podobnych sprawach.
Polska jako główną zasadę przyjmuje wpisywanie w aktach urodzenia prawdziwych danych. To logiczne i w pełni zrozumiałe. Podaje się dane matki i ojca, czasami ojciec jest nieznany i to też prawdziwa informacja. Prawo dopuszcza także w pewnych okolicznościach podanie informacji niezgodnych z biologiczną prawdą, np. gdy dziecko jest adoptowane wprowadzić można dane rodziców adopcyjnych zamiast rodziców biologicznych. Nowe dane w akcie urodzenia stają się rzeczywistością prawną, a celem tych zmian jest dobro dziecka i rodziny, pomaga uniknąć stygmatyzacji dziecka, rodzina nie musi nikomu się tłumaczyć zapisując dziecko do szkoły itd. Jednakże wpisanie dwóch kobiet jako rodziców stworzyłoby fikcję prawną, która byłaby nieprawdopodobna. Każdy kto taki akt urodzenia by zobaczył wiedziałby od razu, że jest fikcją prawną. Więc jaki sens takiej fikcji? Na pewno nie dobro dziecka. To dziecko miało być ofiarą środowiska LGBT walczącego o jakieś nienależne przywileje. Polski wymiar sprawiedliwości staną na wysokości zadania, nie uległ presji.
To bardzo dobrze, chciałoby się krzyknąć: Brawo! Ale przecież nic nadzwyczajnego się nie stało. Sąd stwierdził to co musiał stwierdzić, nawet gdyby w składzie sędziów zasiadali sami homoseksualiści (broń Boże nie oskarżam nikogo z Sędziów o takie upodobania), to i tak wyrok powinien być po prostu zgodny z polskim prawem. Nasza konstytucja zaś i ustawy chronią nas, póki co, przed próbami legalizacji homo-małżeństw. A przecież nawet środowiska LGBT nie kryją, że o to im docelowo chodzi.
Oto bowiem na naszych oczach krok po kroku realizowana jest strategia wroga naszej tradycji, naszym rodzinom, religii, wartościom. Małymi krokami działacze LGBT chcą zmusić Polskę do legalizacji homo-małżeństw, jak nie uda się demokratycznie to chcą zrobić to siłą. Czy to możliwe? Czy to się uda? Oby się nie udało, ale zagrożenie jest wielkie. „Litygacja strategiczna”, jak sami ją opisują prawnicy działający w imieniu LGBT, zakłada skorzystanie z dostępnych rozwiązań prawnych mających doprowadzić do wydania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu historycznego wyroku zobowiązującego Polskę do wprowadzenia rozwiązań dających parom jednopłciowym prawną formalizację związku. Środowiska LGBT będą starały się uzyskiwać korzystne dla nich rozstrzygnięcia polskich sądów a jeśli ostateczne wyroki będą niekorzystne odwołają się do europejskiego trybunału. Jeśli uda im się z aktem urodzenia sięgną dalej po legalizację związku homoseksualnego, potem po adopcję dzieci. Pasują tu dwa polskie powiedzenia: „od rzemyczka do koziczka” lub „daj diabłu palec, to weźmie całą rękę”. Obyśmy się przed tym obronili!