„Czerwona zaraza już po naszej ziemi na szczęście nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, nasze serca i nasze umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha. Nie czerwona, ale tęczowa” – stwierdził metropolita krakowski Arcybiskup Marek Jędraszewski w homilii wygłoszonej kilka dni temu.
99. rocznica Bitwy Warszawskiej już za kilka dni. Wtedy Polacy stawili czoła „czerwonej zarazie”. W 1920 roku Polska uratowała Europę. Lenin, Trocki i inni przywódcy bolszewiccy nie ukrywali, że po trupie Polski chcą maszerować na Berlin, Paryż i Londyn. Pokonanie Polski miało być jedynie etapem europejskiej oraz światowej rewolucji.
Ideologia bolszewicka odrzucała Chrześcijaństwo, które przez wieki kształtowało kulturę, tradycję i, ogólnie mówiąc, cywilizację Europy. Z tego też powodu wygrana przez Polskę bitwa była tak ważna. Z tego powodu tysiące Polaków stanęło do Walki z wrogiem, dlatego też cały naród modlił się w tych dniach, za wstawiennictwem naszej królowej Maryi, o uratowanie Polski. I stało się. Na zwycięstwo złożyło się wiele czynników, w tym w sposób szczególny kunszt dowódców, którzy dysponując mniejszymi siłami pokonali groźniejszego najeźdźcę, a także przekazywane informacje o objawieniach Matki Bożej w dniach 14-15 sierpnia, która dopomogła Polakom w walce. Stąd Bitwa Warszawska nazywana jest także Cudem nad Wisłą.
Abp Jędraszewski porównuje „czerwoną zarazę” do nowej „tęczowej”, która znowu „chce opanować nasze dusze, serca i umysły”. I wielu z nas przyzna biskupowi rację. Bo przecież jeśli „czerwona zaraza” pochodziła od złego ducha, jeśli była przejawem działalności szatana, to czyż ta „tęczowa” (z postulatami małżeństw homoseksualistów i adoptowania przez nich dzieci) nie jest podobna?
Jeśli przyznajemy biskupowi rację to należy zastanowić się, jaka powinna być rola Polski wobec tego problemu, który nie jest tylko naszym problemem. Czy Polska może okazać się ostoją wartości, która będzie w stanie skutecznie przeciwstawić się ideologii lgbt? Z pewnością powinniśmy się przeciwstawić, aby spróbować uratować nasze społeczeństwo a może i inne narody. Ale jak to robić, jakie wybrać metody, jakie sposoby są adekwatne do siły i metod działania strony przeciwnej. Przecież to nie jest walka zbrojna jak w 1920 roku. Historia nie wymaga od nas przelewania krwi, wręcz przeciwnie, wszelka agresja fizyczna tylko może wspomóc przeciwnika, który wręcz prowokuje do agresji by walczyć o serca i dusze Polaków. Takie zachowania jak ostatnio w Białymstoku niestety tylko wspierają aktywistów lgbt. Trzeba poszukiwać pokojowych metod i jak mówił nasz błogosławiony Jerzy Popiełuszko trzeba „zło dobrem zwyciężać”.
Sytuacja jest faktycznie adekwatna do tej z 1920 roku. Dziś także wielu wydaje się, że jesteśmy skazani na porażkę, bo siły przeciwnika są bardzo duże, bo ruchy lgbt wspierane są przez potężne ogólnoświatowe organizacje. Jednak nie traćmy nadziei. Już teraz tysiące Polaków modli się w tej sprawie, kolejni dołączają. Módlcie się o zwycięstwo, módlcie się o rozwagę i roztropność liderów ruchów społecznych i politycznych, aby znowu wydarzył się Cud nad Wisłą. Warto wygrać tę bitwę o wychowanie młodzieży, o los polskich rodzin, o zachowanie naszej świętej wiary i tradycji narodowych.